poniedziałek, 13 lutego 2017

Czym jest dla mnie radykalny herbalizm?


W jednej z setek wymian myśli na FB spotkałem się, z poglądem (i to sformułowanym przez wegetarian!), że rośliny nie czują. Kontekst tego stwierdzenia można by określić jako „frontowy” bo dotyczył porównań diety opartej o rośliny do jedzenia mięsa, co jest stałym elementem tych potyczek. Teza, że jedzenie mięsa powoduje obciążające nas cierpienie (zabijanych i zjadanych) zwierząt, a zjadanie roślin jest aktem pozbawionym tego typu moralnych konsekwencji nie jest prawdziwa. Życie jest nieprzerwanym pasmem konsekwencji dawnych zachowań, a raczej stanu umysłu jaki tym zachowaniom towarzyszył i tworzenia nowych konsekwencji na przyszłość. Traktowanie roślin jak rodzaj minerałów jest przejawem niewiedzy, a to nie-wiedza jest przyczyną kiepskiego stanu świata. Nie warto zatem, nawet w dobrej sprawie niewiedzę podtrzymywać. Rośliny nie są minerałami, nie są zieloną papką na łodydze stworzoną do jedzenia, rośliny żyją i czują w sposób im właściwy. Osobisty wybór sposobu odżywiania się nie powinien zależeć od skonstruowanego na słabych podstawach konceptu „nieczujących” roślin i czujących, cierpiących zwierząt! Wybór własnej diety i stylu życia zależy od szeregu innych czynników, pośród których unikanie zadawania cierpienia i zabijania jest także obecny i bardzo ważny. Wiele rdzennych ludów korzysta ze środowiska w sposób regulowany mądrymi zasadami i tradycje te warte są dobrego zrozumienia, a nie wykorzystywania ich we fragmentach pasujących do sentymentalnej wizji świata.

Co autorzy tezy o nieczującym świecie roślin wiedzą o tych organizmach? Chyba jednak zbyt mało na tak jednoznaczne podsumowanie świata organizmów starszych niż najstarsze zwierzęta kopalne, stwarzających warunki do biologicznego życia na naszej Planecie, od których zależy nasze oddychanie, pokarm, kruche przeciwdziałanie erozji, ciepło i cała reszta... Do tego, świat roślin (plus towarzyszący im świat grzybów i innych granicznych organizmów) jest tak liczny, że być może nigdy nie poznamy jego większej części, a tę którą udało się nam jako tako sklasyfikować jeszcze bardzo długo nie zobaczymy w wielu aspektach ich życia. Bo tu nie chodzi o mistykę przyrody gdy Pam Montgomery mówi, że: „każda roślina jest jak księga”.

Zainteresowaniem zaczyna cieszyć się głębsze poznawanie roślin, a szczególnie intryguje ich życie społeczne, kontakty z otoczeniem, komunikacja w obrębie jednego organizmu roślinnego, ewolucja, a także wrażliwość i swoista inteligencja. Wielkie osiągnięcia w tych badaniach ma etnobotanika, która wskazuje na tradycyjne źródła wiedzy o roślinach i uczy o wzajemnych wpływach kultury ludzkiej na rośliny i roślin na kulturę. Rozwijanie tej wiedzy zawdzięczamy także środowiskom, które tradycyjnie są marginalizowane i uchodzą za mistycyzujące i fantazjujące. Abstrahując od tego, że fantazjowanie ma wielkie tradycje i ciągle jest obecne w nauce akademickiej, to zręby tak zwanej czystej nauki oparte są na formułowaniu i dowodzeniu teorii , a teorie nie biorą się z nicości. Teorie tworzy wyobraźnia poparta wiedzą, wnikliwą obserwacją i nie zbadaną w sposób wyczerpujący ludzką inteligencją czyli ewolucyjnym owocem świata roślin. Opieranie nauki na nie całkiem poznanych źródłach, każe być ostrożnym w formułowaniu kategorycznych stwierdzeń dotyczących tego co/czy rośliny czują...

To raczej ludzie są inwazyjni i uważamy się za wszechmocnych, a nadal nie rozumiemy procesu fotosyntezy i po tysiącach lat „panowania” to nadal jedynie rośliny, potrafią czerpać energię życiową wprost ze Słońca. Na ogół nie mamy wśród roślin przyjaciół, a nawet dobrych znajomych, więc nie mamy też i ich wsparcia, pozwalamy sobie na zastępowanie roślin i ich subtelnych oddziaływań przez przemysł oferujący prostackie namiastki tych właściwości... i twierdzimy, że rośliny nie czują! Dzielimy rośliny na dobre (bo „rodzime” albo użyteczne) i złe (bo „inwazyjne” lub „nieprzydatne”) przelewając na ich o wiele bardziej różnorodny i prastary świat, ludzkie ograniczenia i obawy. W Polsce obserwuje się oznaki czegoś odwrotnego do tzw. Syndromu Deficytu Kontaktu z Naturą i jest nim Syndrom Niechęci do Natury. W miastach gdzie smog zabija i powoduje przewlekłe choroby wycina się niefrasobliwie tysiące drzew i ogranicza wszelkie tereny zielone. To są objawy zbiorowego szaleństwa i arogancji na niespotykaną dotąd skalę. Tymczasem prawdziwy szacunek dla roślin jako prabudowniczych ziemskiego świata, podstawowego naszego pokarmu, leku i źródła energii podtrzymującej i modyfikującej życie nie dopuszcza uników, etycznych wygibasów i braku wdzięczności. Niezależnie od naszej wiedzy, świadomości i odżywiania się tym lub innym ogniwem łańcucha pokarmowego – wszystko zawdzięczamy roślinom. Na każdym kroku warto celebrować kontakt z roślinami i uczyć się od nich akceptując ich specyfikę i sposoby komunikacji. Dopiero z takiej praktyki może wynikać rzetelna wiedza i obrona żywego świata. Tak rozumiem radykalny herbalizm.

Tekst Marka Styczyńskiego pochodzi z pierwszego numeru etnobotanicznego zina The Diggers' Morning. Już wkrótce drugi numer tego ciekawego pisma, poniżej jego okładka.

2 komentarze:

  1. Bez wątpienia rośliny odbierają bodźce, przetwarzają je i podejmują stosowne działania (w miarę swoich możliwości... nie mogą uciec, ale mogą stać się gorzkie, lub trujące). Zatem spełniają to kryteria "czucia", choć nie posiadają centralnego układu nerwowego.
    Bez wątpienia też, życie opiera się na pozbawieniu życia innych istot i jest to trudne do eliminacji. Można wyobrazić sobie kulturę ludzką opartą na żywności wyłącznie pochodzącej z nasion i owoców (nie wymagającej uśmiercania roślin), ale była by ona związana z koniecznością trzebieży innych,nie żywicilskich roślin, by mieć tereny pod plantacje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam uwagi... pierwsza, dotyczy okładki zina no2 - jest robocza i są na niej błędy, ale do druku idzie za kilka dni poprawiona... :-) Co do komentsa dotyczącego mojego tekstu, to po pierwsze dzięki za zainteresowanie, a po drugie - nie musimy zaraz po przeczytaniu czegoś budować doskonałych rozwiązań sytuacji. Rozumiem potrzebę znalezienia takich rozwiązań, ale mnie bardziej chodzi o prawdziwą konstatację tego, że rośliny czują... co dalej mnie interesuje, ale to zbyt wielkie doświadczenie aby szybko i uczciwie dało się napisać scenariusz dla wszystkich... W tens sposób raczej budujemy opór i grono ludzi, którzy skupią się na krytyce i udowowdnieniu, że się "nie da" niż uruchomimy pozytywną reakcję na "nową" wiedzę. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń